Niedawno na portalu DEON.pl uderzył mnie tytuł w formie cytatu:
“Czas ograniczać prostytucję i pornografię”. Pod nim następował tekst podany za Radiem Watykańskim. Na zdjęciu widać papieża w towarzystwie świeckiego dyplomaty. Ze wstępnego akapitu pogrubionym drukiem dowiaduję się, że słowa w tytule pochodzą od papieża. To właśnie
Benedykt XVI w przemówieniu do nowego ambasadora Niemiec przy Stolicy Apostolskiej zadeklarował “energiczne ograniczanie prostytucji i pornografii”. Zaangażowane w to zostaną potężne siły: Stolica Apostolska oraz Kościół w Niemczech. Kątem oka zerkam na zamieszczoną obok w formie linków listę polecanych “lektur uzupełniających”. Kilka wypowiedzi papieskich, ponadto teksty o pornografii w USA, o “tirówkach”, pornografii dziecięcej, prostytutkach z Salamanki i handlu ludźmi. Nabieram coraz silniejszego przeświadczenia, że szykuje się wielka, sensacyjna akcja. Bo skoro najwyższy dostojnik Kościoła poświęca tej sprawie oficjalną mowę skierowaną do przedstawiciela jednego z największych mocarstw świata, to w grę wchodzi rzecz najwyższej wagi. Nie wątpię też, że papież ma koncepcję, unikalny plan kampanii przeciw najstarszemu zawodowi świata, całościową wizję i szczegółowy plan działania. Że opiera swą deklarację na długoletnich wielostronnych badaniach i wyczerpujących analizach ekspertów, zapewne nie tylko watykańskich. Dostanie się więc zorganizowanemu nierządowi i pornobiznesowi, tudzież liberalnym demokracjom Zachodu, tolerancyjnie przymykającym oko na pleniące się w nich zło.
Czytam z uwagą. Zaczyna się dość ogólnie, od obrony ludzkich wartości. Mając świeżo w pamięci hasła tytułowe, ani przez chwilę nie wątpię, przed czym się tych wartości broni. Ani przez chwilę się nad nimi nie zatrzymuję, bo całą moją uwagę pochłania widmo złowrogich sił, które je atakują. Następują frazy o służbie Kościoła w pluralistycznym społeczeństwie, o kształtowaniu wiary społeczeństwa, o tworzeniu przez wiernych wspólnej kultury, o głoszeniu prawdy o człowieku. Wszystko to odczytuję jako kolejne przesłanki zbliżających się powoli, ale nieuchronnie, miażdżących wniosków. Rozumie się, wszystko musi być oparte na szerokich i mocnych podstawach. Czytam dalej: o ogólnoludzkich wartościach, niemieckiej konstytucji, Deklaracji Praw Człowieka, godności człowieka. Czy nie za szerokie to tło? Czy nie za dużo tych dodatków? Dochodzę do wzmianki o wyrokowaniu, czy dany osobnik już jest człowiekiem czy jeszcze nim nie jest. To już jest oczywistym nawiązaniem do aborcji. Zapowiedziany w tytule temat wystąpienia z pewnością jest już całkiem blisko. Przebiegam wzrokiem ważną wypowiedź o poszanowaniu i ochronie godności ludzkiej osoby od poczęcia do naturalnej śmierci. Potem o materialistycznych i hedonistycznych tendencjach szerzących się głównie na Zachodzie i wynikającej stąd dyskryminacji kobiet. Napięcie rośnie. W tym momencie po raz drugi pada zamieszczona już na wstępie deklaracja o ograniczaniu prostytucji i pornografii oraz o angażowaniu się w to Watykanu i Kościoła w Niemczech. O tym już wiem, ale nie zaszkodzi otrzymać potwierdzenie kierunku uderzenia. Teraz już batalia chyba rozgorzeje na dobre. Tymczasem zamiast niej następują... podziękowania dla państwa niemieckiego za stworzenie doskonałych warunków dla działalności Kościoła na różnych polach. Po czym ku mojemu wielkiemu zdumieniu pojawia się krótki biogram nowego ambasadora – i końcowa kropka. No, po niej jeszcze tylko kilka tagów pozwalających łatwo odnaleźć artykuł w wirtualnych archiwach serwisu: benedykt xvi, prostytucja, pornografia. Wystarczy, że ktoś wpisze w okienku wyszukiwarki któreś z tych słów określonych jako kluczowe dla tego tekstu – i już ma jak znalazł: po chwili ten głos papieża wyskoczy w towarzystwie innych wypowiedzi pontyfikalnych lub w towarzystwie wspomnianych już wyżej artykułów o hiszpańskich ladacznicach i rodzimych “tirówkach”.
Rozczarowanie. Gdzie zapowiedziany program walki? Gdzie wyniki badań, analizy, odpowiedzi adekwatne do powagi zagrożeń, szeroko zakrojone projekty, budzące entuzjazm propozycje działań? Przecież takie właśnie oczekiwania rozbudził we mnie tytuł, początek i cała oprawa tekstu. Że odczułem niedosyt – to za mało powiedziane. Raczej kompletny zawód. Poczucie, że ktoś mnie zmylił. Gdybym jakimś trafem przewidział, że tekst ten powie na deklarowany temat dokładnie tyle, ile faktycznie powiedział, nie traciłbym ani chwili na jego lekturę.
I prawie już o nim zapomniałem. Jednakże po kilku dniach jakieś mgliste reminiscencje innych wątków, jakieś przebłyski zarejestrowane gdzieś na peryferiach świadomości kazały mi ponownie sięgnąć po ten artykuł. Odszukanie go, jak się można domyślić, było bajecznie łatwe dzięki zapadającym w pamięć tytułowym hasłom, utrwalonym jako słowa-klucze. Zagłębiłem się raz jeszcze w lekturę.
Obecnie, gdy już wiedziałem, że na te tytułowe tematy niczego ciekawego nie wyczytam, z tym większą uwagą skupiłem się na owych akcydentalnych śladach pamięciowych. W sumie to również były nie byle jakie kwestie: wartości ogólnoludzkie, prawa człowieka, powojenna konstytucja Niemiec. Co więcej, stwierdziłem, że o tych sprawach papież w gruncie rzeczy mówi więcej niż o tamtych i wypowiada o nich zdania posiadające o wiele większy ciężar gatunkowy.
Im uważniej czytałem, tym bardziej tamte wybite w tytule sprawy schodziły dla mnie na drugi plan, tym bardziej zaczynały mi się wydawać wątkami ubocznymi i drugorzędnymi. W pewnym momencie zaczęły mi nawet przeszkadzać w lekturze. Stwierdziłem, że tylko zakłócają, zagłuszają i zaciemniają odbiór tego, co w wystąpieniu papieża jest najistotniejsze.
Zaczęły mi się cisnąć do głowy niepokojące pytania: czy nie mamy tu do czynienia z czymś, co trudno nazwać inaczej niż manipulacją medialną? Czemu tym natarczywym, trochę tabloidowym tytułem i paroma innymi zręcznymi zabiegami redaktorskimi wyakcentowano podrzędny element wypowiedzi papieża, a zupełnie zdławiono to, co wszak “było
głównym tematem przesłania Benedykta XVI” (podkreślenie moje)? Z całą pewnością Ojciec Święty z troską myśli także o tamtych sprawach i korzysta z okazji, by dać temu wyraz. Lecz to nie one są alfą i omegą papieskiego przesłania, jak sugeruje sposób jego przekazu.
Stawało się dla mnie jasne, że tekst relacjnowanego wystąpienia należy odczytywać nie w sugerowanym rejestrze walki z patologiami społecznymi, lecz w jakimś innym. W rejestrze, którego obecność nie została jakoś szczególniej wyeksponowana na stronie internetowej: ani poprzez tytuł, ani poprzez listę polecanych tekstów pokrewnych, ani poprzez tagi. Rejestr ten czytelnik musi odkryć zupełnie sam. Przede wszystkim musi on wyrwać swe myślenie z koleiny, w którą wtłoczyła je przedstawiona medialna forma ujęcia papieskiego przemówienia. Następnie musi, niczym archeolog odkrywający starszą warstwę miasta, odsłonić ten zupełnie inny rejestr czy wymiar i wydobyć go spod zwałów medialnej sensacji.
Próbuję więc zrekonstruować i zrozumieć ten bardziej podstawowy przekaz. Papież wyróżnia “specyficzne prawdy wiary”, czyli prawdy w ścisłym sensie chrześcijańskie, do których rozum ludzki sam z siebie by nie doszedł. Wyznaczają one “przestrzeń wiary” i stanowią właściwą domenę działalności Kościoła. Oprócz nich istnieją “prawdy rozumowe”, “dostępne wszystkim ludziom”, a więc zasadniczo mogące zaistnieć i rozwijać się także poza chrześcijaństwem, bez inspiracji czy ingerencji chrześcijaństwa. Stanowią one “
ogólnoludzkie wartości”, “
podstawowe wartości rodzaju ludzkiego”, “
ważne dla człowieka niezależnie od poszczególnych kultur”. Choć nie należą one do właściwej “przestrzeni wiary”, a więc w pewnym sensie są autonomiczne wobec chrześcijaństwa, to jednak Kościół, ze względu na swe wypływające z wiary zainteresowanie kwestią godności człowieka, zwraca na nie uwagę, zajmuje się nimi (dodatkowo? niejako na marginesie swej głównej misji?), a konkretnie jest na nie “
otwarty” i poczuwa się do ich “
wspierania”.
A więc w żadnym wypadku nie traktuje tych wartości jako konkurencyjne wobec wartości
stricte chrześcijańskich, nie odnosi się do nich z podejrzliwością, lekceważeniem, protekcjonalną wyższością, pogardą czy wrogością, nie próbuje ich demaskować, nie oczernia, nie ośmiesza, nie zwalcza ani nie deprecjonuje – żadne z tych słów nawet nie pada z ust papieża, ale uważam, że warto je tutaj przytoczyć jako, powiedzmy, hipotetyczne negatywy i przez kontrast tym silniej podkreślić na wskroś afirmatywne znaczenie owej “otwartości” i “wspierania” wartości ludzkich przez Kościół. Zdecydowanie można tu powiedzieć, że kwestia tego, co prowadzi człowieka ku jego pełni, jest strefą wspólnych zainteresowań ludzkości i Kościoła. Choć jednocześnie ta “otwartość” i “wspieranie” oznacza również występowanie w obronie owych “podstawowych wartości rodzaju ludzkiego”, gdy są kwestionowane i zagrożone, co niejednokrotnie ma miejsce w czasach współczesnych – jak chyba zresztą w każdych czasach.
Owocem tych ludzkich dążeń do prawdy i dobra, dążeń właściwych nie tylko katolikom, lecz po prostu ludziom dobrej woli, jest na przykład
Powszechna Deklaracja Praw Człowieka z
1948 r., a także powojenna
konstytucja Niemiec z
1949 r. (Czy w innych okolicznościach papież potrafiłby z taką samą aprobatą wspomnieć o ustawie zasadniczej jakiegoś innego państwa,
na przykład o konstytucji
Stanów Zjednoczonych?).
Gdybym spróbował zestawić listę tekstów pokrewnych tak odczytanemu wystąpieniu Benedykta XVI, umieściłbym na jej czele niedawne
przemówienie papieża w Bundestagu podczas jego ostatniej pielgrzymki do Niemiec latem b.r. Wyczuwa się w nim ten sam ton spokoju, życzliwości i powagi, uderza też w nim podobna, szeroka perspektywa.
Dlaczego nie wyakcentowano tych właśnie wątków? Czy o wyborze tytułu i słów kluczowych zadecydowało nawykowe szukanie we wszystkich newsach elementu sensacji? Czy może osobiste zainteresowania redaktorów? A może jeszcze inny powód: głęboko zakorzeniona nieufność do takich haseł jak Powszechna Deklaracja Praw Człowieka? Bo przypomina ona o innym, podobnie brzmiącym akcie:
Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela z
1789 r. i tym samym wzbudza złowrogie wspomnienie antychrześcijańskich ekscesów rewolucji francuskiej? Bardzo charakterystyczne jest to, że przytoczona w relacji nazwa "Powszechna Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela" jest hybrydą, w której zlewają się tytuły obu Deklaracji. Freudowska pomyłka? Swoją drogą, czy to nie smutne, iż pewne niewątpliwe zdobycze cywilizacyjne tak silnie splotły się z nowożytną antychrześcijańską rewoltą, że po dziś dzień wystarczy wspomnieć o “prawach człowieka”, a już niektórym umysłom majaczy widmo jakobińskiego terroru?
Więc czy u podstaw tego stłumienia i wyciszenia tematu “wartości ludzkich” nie leży podejrzenie, że Powszechna Deklaracja Praw Człowieka i wszelkie inne tego typu świeckie akty niby to promujące ludzką wolność, godność i prawa są w gruncie rzeczy przewrotnym dziełem sił antychrześcijańskich, wszelkiej maści ateistów, agnostyków, humanistów i liberałów? Słowem: zagorzałych wrogów, wobec których jedynym możliwym do przyjęcia zachowaniem chrześcijanina jest bezpardonowa walka, a wszelkie gesty koncyliacyjne są zdradą, której papież nigdy by się nie dopuścił? Czyżby to z tego powodu pominięto cały ten o wiele ważniejszy, zasadniczy rejestr, bo po prostu wymknął się on z granic zrozumiałości? A te parę przychylnych słów biskupa Rzymu pod adresem moralnych osiągnięć niekoniecznie chrześcijańskiej ludzkości potraktowano jedynie jako nieistotne kurtuazyjne miłe słówka, swoisty wypełniacz, dyplomatyczną watę?
Cóż, możliwe, że faktycznie źródłem inspiracji dla deklaracji ONZ-owskiej była tamta z czasów rewolucji francuskiej. Niemniej jednak Narody Zjednoczone nie zdecydowały się po prostu na dosłowne przypomnienie tej ostatniej, lecz na tekst zupełnie nowy. Więc nie uznano tamtej za doskonałą, dopatrzono się w niej ograniczeń, usterek i punktów wymagających korekty.
Tak czy owak, analizowany tu materiał medialny budzi pewien niepokój w ogóle o recepcję nauczania papieskiego. O poziom jego odczytywania i rozumienia. W jakich rejestrach je odczytujemy i rozumiemy? Co z treści papieskich orędzi jest w stanie do nas dotrzeć, poruszyć nasz umysł i wpłynąć na nasze działanie: ich pełna głębia czy tylko wyłuskane z kontekstu pojedyncze, sensacyjne hasła, które każdy wytłumaczy sobie na swój sposób?
Czy warto było tyle uwagi poświęcić krótkiej relacji z okolicznościowego przemówienia papieża? Oczywiście nie chodziło mi o jakieś małoduszne pastwienie się nad ciekawym skądinąd tekścikiem znalezionym na ulubionym portalu. Kierowało mną jedynie zdumienie nad odkrytym tu interesującym szczegółem, skłaniającym do refleksji nad działaniem mediów. A najbardziej nad tym, w jaki sposób przekaz medialny, skupiony głównie na nadążaniu za wartkim potokiem zdarzeń, może sterować percepcją i rozumieniem nauczania papieskiego, z istoty swej formułowanego w perspektywie wieczności.
Wniosek jest dla mnie oczywisty: media naprowadzają na pewne sprawy (i chwała im za to), ale nie zwalniają od samodzielnego myślenia. A Wam jak się wydaje?
Postscriptum. Sprawdziłem za pomocą wyszukiwarki DEON-u zasoby tego portalu pod kątem następujących haseł: “prawa człowieka” (242 wyniki) i “Powszechna Deklaracja Praw Człowieka” (5 wyników). Te wątki są więc obecne w tekstach archiwalnych. Uspokajam się: nie jest więc tak, że ktoś tu się ich boi. Co ciekawe, nie ma tagów o tej treści, dobrze jednak, że wyszukiwarka przyjmuje dowolnie sformułowane frazy. Niestety, wśród wyników tego drugiego zapytania nie znajduję omówionego wyżej przemówienia Benedykta XVI. Jak więc miałby do niego dotrzeć ktoś, kto pilnie poszukiwałby takich wypowiedzi? Czegoś nie rozumiem w tym mechanizmie wyszukiwania. Wpisałem też do okienka wyszukiwarki hasło “wartości ogólnoludzkie”. Odpowiedź: “znaleziono 0 pasujących wyników”. Żal.