sobota, 28 kwietnia 2012

Edukacja, której nie daje żadna szkoła

W książce Arkadiusza Bednarskiego Żyj i bogać się! (obszerniejsze omówienie oraz samą książkę możesz znaleźć TUTAJ) tak na pierwszy rzut oka zaciekawiły mnie dwie rzeczy: pojęcie blokady finansowej oraz uwagi o edukacji finansowej.

O tym, że „pieniądze szczęścia nie dają”, słyszałem od niepamiętnych czasów. A słowa te utrwaliła mi w pamięci na dobre piosenka Danuty Rinn, mimo że lekko się do nich dystansuje.

Powiedzonko, że „pieniądze to nie wszystko”, inny popularny temat szkolnych wypracowań (gotowe rozprawki oferują serwisy Bryk.pl i Ściąga.pl), także rejestrowałem tak często, że już nawet nie kojarzę go z konkretną osobą, a przyjmuję, że powtarzali je prawie wszyscy bliscy.

Ideał człowieka „biednego, ale uczciwego” wpajała mi w dzieciństwie szkoła i katecheza religijna (zaskakująco zgodnie, jak na czasy PRL, ale cóż, wtedy nie było szans na to, żeby jakiś prekursor ojca Fabiana Błaszkiewicza głosił rekolekcje o „dobrym bogaczu”). A jeszcze długo potem, czyli całkiem niedawno, przerabiałem ten wątek z synem piszącym wypracowanie na temat legendy o Złotej Kaczce, kończącej się dobitnym morałem: „Nie dukat paniczu daje szczęście ino praca i zdrowie”.

Zastanawiając się nad tymi oraz pozostałymi wyliczonymi przez Arkadiusza Bednarskiego obiegowymi przekonaniami na temat pieniędzy i bogactwa stwierdzam, że niestety wychowałem się pod wpływem wszystkich tych uprzedzeń.

Rozpoznaję też w sobie przytłaczającą większość wyliczonych przez autora w kolejnej liście oznak blokady finansowej (może z wyjątkiem uczucia zawiści i zazdrości).

Zdecydowanie muszę się „przeprogramować”, bo żyć dalej z takimi ograniczającymi negatywnymi wzorcami mentalnymi nie ma potrzeby i nie warto.

Najwyższy czas się reedukować. Nigdy nie jest za późno, żeby wykonać krok we właściwym kierunku. Zawsze wierzyłem w ideę longlife education, uczenia się przez całe życie. W szczególnym wypadku oznacza to również: longlife reeducation

Co się tyczy edukacji finansowej, autor wymienia ją jako jeden z czterech rodzajów edukacji. Oprócz niej wyróżnia edukację szkolną, zawodową i życiową.

Wśród wszystkich wyróżnionych przez siebie rodzajów edukacji „ze względu na rosnącą rolę pieniądza” uważa ją za „najbardziej przydatną”, aczkolwiek zaznacza, że „z nich wszystkich jest najtrudniej dostępna”.

Czy już samo to nie jest ciekawe?

Wyspecjalizowane szkoły ekonomiczne przekazują jedynie, zdaniem autora, wiedzę finansową dotyczącą zarządzania finansami innych osób i instytucji oraz finansami publicznymi (wiedzę zresztą, jak przekonuje, niepraktyczną i nieefektywną). Zarzuca im, że raczej nie uczą zarządzania finansami własnymi. Wcale też nie gwarantują zamożności. Ich absolwenci często sami borykają się z problemami finansowymi.

Zatem edukacja najbardziej przydatna, a najtrudniej dostępna. Nieosiągalna właśnie tam, gdzie można by się spodziewać ją zdobyć. Zdobywana natomiast, jak mówi autor, „przy okazji”.

Co to może dokładniej znaczyć? Z pewnością to, że zdobywana na ogół w trakcie edukacji pozaszkolnej, pozaprogramowej, nieformalnej. Bez podręczników, zeszytów do ćwiczeń, seminariów, warsztatów i praktyk. Bez rozliczania za realizację programu. Bez stopni. Na zasadzie samokształcenia. I pewnie metodą prób i błędów. W sposób okazjonalny, a więc z jednej strony spontaniczny, bazujący na żywej inteligencji, lecz z drugiej strony niezorganizowany, niesystematyczny, niemetodyczny, przypadkowy i pewnie w dużej mierze chaotyczny, jak popadnie. Od lepszych lub gorszych praktyków, jak komu się poszczęści.

Zdumiewające.

Chcąc wypełnić tę dotkliwą lukę, Arkadiusz Bednarski oferuje książkę proponującą przede wszystkim bardziej przyjazne pieniądzom i bogactwu wzorce mentalne oraz odpowiednią wiedzę. Prezentuje i analizuje rozmaite strategie zdobywania pieniędzy i bogacenia się.

Na ile można jego książce zaufać? Chyba najlepiej będzie, jeśli każdy sam ją przetestuje.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Sukces na detoksie

Zaintrygowała mnie oferta na okładce z tyłu ostatniego numeru „Magazynu Coaching” (marzec-kwiecień 2012 r.). Całostronicowa reklama poleca kompleks usług, którego jednym z elementów jest „coaching odtoksyczniania sukcesu” (nazwa zastrzeżona).

Punkt ten wydał mi się o tyle interesujący, że dopiero co w poprzednim numerze tego czasopisma przeczytałem niezwykle ciekawy artykuł pt. Toksyczny sukces. A zatem jeden numer periodyku przedstawia rozpoznanie i opis pewnego groźnego zjawiska, a już następny lansuje panaceum na nie. To się nazywa dynamika i postęp. I zarazem umiejętność wykorzystywania okazji biznesowych.

W sumie zarówno artykuł, jak i reklama budują świadomość tego, że każdy sukces jest potencjalnie niebezpieczny, potencjalnie toksyczny i jako taki wymaga stałego monitorowania, regularnej kontroli i od czasu do czasu – serwisowania.

Tym sposobem na rynek wchodzi nowy rodzaj usług: obsługa sukcesu.

A zapotrzebowanie na nią wydaje się być ogromne. Bo przeciętni śmiertelnicy na ogół chyba nie umieją się obchodzić z sukcesem. Często powodzenie spada na nich nagle i zastaje ich kompletnie nieprzygotowanych. Łudzą się, że ich dobra passa będzie trwać wiecznie, że zasłużyli na ten dobrostan swymi niezwykłymi zaletami osobistymi, że ciężko na niego zapracowali.

Upojeni pomyślnością, tracą czujność, wpadają w ogólne oszołomienie, połączone z zawrotami głowy i ślepotą na ostrzegawcze sygnały.

A potem równie nagle wszystko zaczyna się psuć i znika jak piękna, lecz ulotna zjawa.

Pozostają tylko wspomnienia czasów świetności i bolesne poczucie tego, że samemu przyłożyło się ręki do własnego nieszczęścia, nieświadomie wywołując groźne procesy. Jak niefrasobliwe dziecko bawiące się zapałkami przy zbiorniku z benzyną.

Warto więc w porę zadbać o profesjonalną pomoc.

Oczywiście wskazane byłoby samemu posiąść choćby elementarną ogólną wiedzę o sukcesie i zawczasu podjąć odpowiednie działania profilaktyczne, nie czekając, aż specjalista wykryje ostre zatrucie i zaaplikuje drakoński detoks.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Oswajanie kryzysu

Autorem darmowego e-booka Recepta na kryzys jest Mirosław Skwarek, ekspert perswazji, mistrz w sztuce wywierania wpływu.

W pierwszej chwili ucieszyłem się, że o kryzysie nie będzie mówił ekspert ekonomii. Nie będę się więc musiał przedzierać przez niezrozumiałe terminy, tabele i wykresy.

Po chwili jednak zlękłem się, że będę musiał za to stawić czoło zawodowemu „przekonywaczowi”, jednemu z tych, co to za pomocą sofistycznych argumentów, nieetycznej retoryki i zręcznych trików NLP potrafią niezbicie udowodnić, że białe jest czarne, a czarne jest białe.

Na pewno więc zaraz zacznie mnie przekonywać, że w rzeczywistości kryzys to róg obfitości, wysyp dobrodziejstw, urodzaj niepowtarzalnych okazji biznesowych. Albo że tak naprawdę w ogóle go nie ma.

I faktycznie, niektóre stwierdzenia autora Recepty zdają się potwierdzać te domniemania. Pisze na przykład, że kryzys tak naprawdę jest wynikiem ludzkiej podatności na sugestię, zbiorową halucynacją, która za sprawą rozhisteryzowanych mediów zagnieździła się w naszych umysłach, wzbudzając w nas permanentną panikę. 

A jednak nie lekceważy takich faktów jak znaczny spadek obrotów firm i trudności w ich funkcjonowaniu czy też utrata pracy lub zasobów finansowych przez osoby prywatne. Nie próbuje przekonywać, że w gruncie rzeczy kryzys jest iluzją. Precyzuje natomiast, że w jego przekonaniu można zneutralizować jego działanie w swoim życiu.

Nawet jeśli kryzys jest głównie stanem umysłu, trzeba go stamtąd „wypłoszyć”. W tym celu należy zmienić percepcję, przekierować swoje mentalne spojrzenie, zwrócić je na jaśniejszą stronę życia.

Autor proponuje więc dostrzec jasne strony kryzysu. Chce pokazać, że jest w nim wiele pozytywnych aspektów. „Tak naprawdę od Ciebie zależy to, jak spojrzysz na kryzys. Czy potraktujesz go jako przekleństwo, czy jako szansę na rozwój”.

Podstawowa korzyść płynąca z kryzysu to wzbogacenie naszego samopoznania. Kryzys ujawnia nam nasze słabości. Pokazuje, że nie jesteśmy tak doskonali, jak byśmy chcieli. Okazuje się wtedy, że zwykle zaniedbujemy naszą pracę nad sobą. Nie mamy jasno wytyczonych celów. Nieefektywnie wykorzystujemy swój czas, nie umiemy nim zarządzać, marnujemy go w wielkich ilościach. Pora więc przyjrzeć się każdemu z tych niedostatków i znaleźć sposoby na ich skorygowanie.

Ponadto kryzys zmusza nas do zwiększenia kreatywności, generowania większej ilości pomysłów na wyjście z trudnych sytuacji. W końcu tak możemy oswoić kryzys, że zacznie pracować na naszą korzyść. „Szczyt twórczego myślenia: połączyć kryzys z szansą na zarabianie i zdobywanie fortuny”.

Kryzysowe kłopoty zmuszają nas do odnowy systemu motywacji. „Ogromny pozytyw sytuacji kryzysowych – są one często lepszym motywatorem niż usłyszane rady”.

Mierzenie się z nowymi wyzwaniami sprawia, że wzbogacamy się o nowe doświadczenia i stajemy się mocniejsi. W ten sposób kryzys „staje się szkołą życia, w której uczymy się działać świadomie w czasach dobrobytu”.

Kryzys jest znakomitą okazją do wykształcenia w sobie mnóstwa nowych nawyków. Wśród nich jednym z cenniejszych jest negocjowanie upustów cenowych przy zakupach. Najwyższy czas, byśmy zwolnili blokady kulturowe i zaczęli się upominać o przysługujące nam jako klientom rabaty. Sztuka negocjacji dodaje zakupom i w ogóle życiu niepowtarzalnego smaku i atrakcji.

W każdym czasie powinno się mądrze inwestować. Ale czy kryzys to dobry czas na inwestowanie? Zaskoczonym autor od razu dopowiada: w wiedzę. Wiedza przyczynia się do poprawy jakości życia i zabezpiecza przed skutkami kryzysu. „Jeżeli codziennie przez rok będziesz poznawał praktyczne sposoby osiągania sukcesu, czytając o nich, to nie ma takiej możliwości, żeby ta wiedza w pewnym momencie nie stała się częścią Ciebie”. Jednak inwestycja ta zadziała dopiero wtedy, gdy teorii zdobywanej poprzez lektury, kursy i szkolenia będzie towarzyszyć praca. Trzeba wyrobić w sobie nawyk doskonalenia siebie, codziennego rozwijania się. 

Wreszcie bolesne doświadczenia ludzi dotkniętych szczególnie ciężkimi stratami zwracają uwagę na wielowymiarowość życia, w tym także sukcesu. Pozwalają odkryć, że oprócz pracy zarobkowej są jeszcze „przeróżne obszary, które, działające harmonijnie, dają człowiekowi uczucie szczęścia”, np. bliscy i rodzina.

We wszystkich wymienionych tu skrótowo dziedzinach autor nie szczędzi cennych porad i spostrzeżeń, popartych zarówno własnym doświadczeniem, jak i starannie dobranymi lekturami. Chętnie dzieli się sprawdzonymi przez siebie technikami. Całość przyprawia odstresowującą swadą i wyzwalającym humorem.

W efekcie ebook daje skondensowaną porcję witaminy dla umysłu i „niesamowitego kopa do działania”.