W książce Arkadiusza Bednarskiego Żyj i bogać się! (obszerniejsze omówienie oraz samą książkę możesz znaleźć TUTAJ) tak na pierwszy rzut oka zaciekawiły mnie dwie rzeczy: pojęcie blokady finansowej oraz uwagi o edukacji finansowej.
O tym, że „pieniądze szczęścia nie dają”, słyszałem od niepamiętnych czasów. A słowa te utrwaliła mi w pamięci na dobre piosenka Danuty Rinn, mimo że lekko się do nich dystansuje.
Powiedzonko, że „pieniądze to nie wszystko”, inny popularny temat szkolnych wypracowań (gotowe rozprawki oferują serwisy Bryk.pl i Ściąga.pl), także rejestrowałem tak często, że już nawet nie kojarzę go z konkretną osobą, a przyjmuję, że powtarzali je prawie wszyscy bliscy.
Ideał człowieka „biednego, ale uczciwego” wpajała mi w dzieciństwie szkoła i katecheza religijna (zaskakująco zgodnie, jak na czasy PRL, ale cóż, wtedy nie było szans na to, żeby jakiś prekursor ojca Fabiana Błaszkiewicza głosił rekolekcje o „dobrym bogaczu”). A jeszcze długo potem, czyli całkiem niedawno, przerabiałem ten wątek z synem piszącym wypracowanie na temat legendy o Złotej Kaczce, kończącej się dobitnym morałem: „Nie dukat paniczu daje szczęście ino praca i zdrowie”.
Zastanawiając się nad tymi oraz pozostałymi wyliczonymi przez Arkadiusza Bednarskiego obiegowymi przekonaniami na temat pieniędzy i bogactwa stwierdzam, że niestety wychowałem się pod wpływem wszystkich tych uprzedzeń.
Rozpoznaję też w sobie przytłaczającą większość wyliczonych przez autora w kolejnej liście oznak blokady finansowej (może z wyjątkiem uczucia zawiści i zazdrości).
Zdecydowanie muszę się „przeprogramować”, bo żyć dalej z takimi ograniczającymi negatywnymi wzorcami mentalnymi nie ma potrzeby i nie warto.
Najwyższy czas się reedukować. Nigdy nie jest za późno, żeby wykonać krok we właściwym kierunku. Zawsze wierzyłem w ideę longlife education, uczenia się przez całe życie. W szczególnym wypadku oznacza to również: longlife reeducation.
Co się tyczy edukacji finansowej, autor wymienia ją jako jeden z czterech rodzajów edukacji. Oprócz niej wyróżnia edukację szkolną, zawodową i życiową.
Wśród wszystkich wyróżnionych przez siebie rodzajów edukacji „ze względu na rosnącą rolę pieniądza” uważa ją za „najbardziej przydatną”, aczkolwiek zaznacza, że „z nich wszystkich jest najtrudniej dostępna”.
Czy już samo to nie jest ciekawe?
Wyspecjalizowane szkoły ekonomiczne przekazują jedynie, zdaniem autora, wiedzę finansową dotyczącą zarządzania finansami innych osób i instytucji oraz finansami publicznymi (wiedzę zresztą, jak przekonuje, niepraktyczną i nieefektywną). Zarzuca im, że raczej nie uczą zarządzania finansami własnymi. Wcale też nie gwarantują zamożności. Ich absolwenci często sami borykają się z problemami finansowymi.
Zatem edukacja najbardziej przydatna, a najtrudniej dostępna. Nieosiągalna właśnie tam, gdzie można by się spodziewać ją zdobyć. Zdobywana natomiast, jak mówi autor, „przy okazji”.
Co to może dokładniej znaczyć? Z pewnością to, że zdobywana na ogół w trakcie edukacji pozaszkolnej, pozaprogramowej, nieformalnej. Bez podręczników, zeszytów do ćwiczeń, seminariów, warsztatów i praktyk. Bez rozliczania za realizację programu. Bez stopni. Na zasadzie samokształcenia. I pewnie metodą prób i błędów. W sposób okazjonalny, a więc z jednej strony spontaniczny, bazujący na żywej inteligencji, lecz z drugiej strony niezorganizowany, niesystematyczny, niemetodyczny, przypadkowy i pewnie w dużej mierze chaotyczny, jak popadnie. Od lepszych lub gorszych praktyków, jak komu się poszczęści.
Zdumiewające.
Chcąc wypełnić tę dotkliwą lukę, Arkadiusz Bednarski oferuje książkę proponującą przede wszystkim bardziej przyjazne pieniądzom i bogactwu wzorce mentalne oraz odpowiednią wiedzę. Prezentuje i analizuje rozmaite strategie zdobywania pieniędzy i bogacenia się.
Na ile można jego książce zaufać? Chyba najlepiej będzie, jeśli każdy sam ją przetestuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz