wtorek, 15 maja 2012

Przywództwo w duchu św. Benedykta

Książkę ojca Włodzimierza Zatorskiego OSB Podstawy duchowości lidera (wydanie nowe, poszerzone) polecam wszystkim poszukującym inspiracji religijnej w działalności świeckiej, szczególnie tej związanej z wszelkiego rodzaju kierowaniem i zarządzaniem.

Jeden z najbardziej znanych, klasycznych tekstów cywilizacji zachodniej, jakim jest Reguła św. Benedykta z Nursji, zostaje zastosowany do problemów na wskroś współczesnych, dotyczących społecznego przywództwa oraz zarządzania organizacjami, w tym na przykład własną firmą.

Jak się okazuje, praktyczna mądrość świętego Benedykta, świetnego organizatora, nie bez powodu ogłoszonego patronem Europy, nie zamyka się jedynie w murach klasztornych. Promieniuje na zewnątrz. Może być inspirująca także w działalności całkowicie świeckiej, ukazując jej sens w najwyższych i ostatecznych perspektywach, przepajając ją duchem chrześcijańskim oraz nadając jej orientację i pełny, prawdziwie ludzki, humanistyczny wymiar.

Do największych wartości książki zaliczyłbym wnikliwe analizy tekstów biblijnych, naświetlające różne szczegółowe problemy działalności świeckiej (np. ekonomicznej i społecznej). Wspaniale owocuje tutaj długa tradycja studiów biblistycznych.

Interesującą nowością jest twórcze wykorzystanie rozważań filozofów dialogu na temat takich pojęć jak dialog, spotkanie czy wzajemność.

Już samo sąsiedztwo takich postaci jak Benedykt z Nursji i Emmanuel Lévinas jest dość niezwykłe – i charakterystyczne dla duchowej aury dzieła. Wyraźnie wyczuwalna jest obecność księdza Józefa Tischnera.

Zawartość całej książki streściłbym w dwóch zaczerpniętych z niej myślach.

Pierwsza z nich wyraża się w haśle św. Benedykta: „aby we wszystkim był Bóg uwielbiony”. Jak podkreśla autor, „we wszystkim, nie tylko w modlitwie, nie tylko w liturgii, nie tylko w jakimś działaniu charytatywnym, ale także w pracy, w kontakcie z drugim człowiekiem, w odpoczynku, itd.”.

Druga myśl znajduje wyraz w przekonaniu, że „najważniejszym »miejscem« uwielbienia Boga jest spotkanie z drugim człowiekiem, a konkretnie miłość wzajemna między ludźmi”.

Zwornikiem obu myśli jest słowo „uwielbienie”. Uwielbienie Boga – przede wszystkim w spotkaniu z drugim człowiekiem.

Lider, główny bohater książki, powinien zrozumieć konieczność pewnej samotności, co poniekąd w naturalny sposób zbliża go do monastycyzmu.

Zarazem jednak powinien zrozumieć, że dla jego własnego funkcjonowania istotne jest „życie w otwartości na dar spotkania”. W spotkaniu z drugim tworzy się wspólnota, a „każda wspólnota ludzka powinna mieć pewne cechy komunii”.

Tutaj zaznacza swą obecność Duch Święty – Duch-Komunia, Osoba Trójcy Świętej będąca Komunią Ojca i Syna. „W istocie kierującym całością ma być Duch Święty, a nie taka czy inna osoba lub idea, pomysł czy ideologia”.

Mimo pozornego oddalenia od materialnego konkretu, celem duchowości w żadnym wypadku nie jest jakiekolwiek oderwanie od życia, lecz właśnie „życie w jego pełni”.

Lekturę solidnej porcji głębokich rozważań religijnych i filozoficznych ułatwia prosty język.

Dodane po każdym rozdziale pytania do przemyślenia oraz ćwiczenia nadają książce pewien wymiar pedagogiczny, jakkolwiek jest to pedagogika bardzo subtelna, daleka od natarczywego dydaktyzmu, a zakładająca po prostu pewną dojrzałość czytelnika, jego samodzielne poszukiwania i zamiłowanie do refleksyjno-medytacyjnego przeżywania swej działalności. Więc może lepiej byłoby mówić o pewnym elemencie coachingu.

Warto zapoznać się już chociażby z pięknym darmowym fragmentem książki udostępnionym przez wydawnictwo Tyniec.

środa, 9 maja 2012

Droga gladiatora


W treść książki Daniela Wilczka Finansowy geniusz. Odkryj w sobie bogactwo wprowadza nas materiał audio z fragmentem do odsłuchania (dostępnym TUTAJ). Nie chodzi mi o krótką próbkę, którą możemy odsłuchać z playera bezpośrednio na stronie prezentującej książkę, lecz o darmowy plik mp3 do pobrania. Urywek ten zawiera przejmującą opowieść o gladiatorze, który od dziesięciu lat toczy krwawe walki z nadzieją, że w końcu zdobędzie dzięki nim wolność.

Dowiadujemy się więc już na wstępie, że świat dzieli się na panów i niewolników. Ci pierwsi nie rzucają się w oczy, kryją się gdzieś, dalecy i niedostępni. Domyślamy się jednak, że ktoś w końcu stworzył te okratowane cele i areny z widowniami, które co jakiś czas wypełniają się tłumem żądnym widoku krwi, obojętnie czyjej.

Zostajemy zatem rzuceni w świat niewoli. Niewolnicy zaś dzielą się na dwie kategorie. Jedni to ci zrezygnowani, pogodzeni z losem i swoim upodleniem. Tych jest miażdżąca większość. Oprócz nich są jeszcze waleczni buntownicy, którzy nie zgadzają się na apatyczną wegetację i wchodzą na drogę permanentnej walki, z nadzieją na wyjście z poniżenia.

Uwaga narratora skupia się na tych drugich. Ci dążą do wyzwolenia. Ale nie jak niewolnicy z platońskiej jaskini. Tam chodziło o zwrócenie się w stronę światła, którego zawsze starczy dla wszystkich. Natomiast wolność, której pragną gladiatorzy, jest dobrem rzadkim. Dostępna jest tylko dla nielicznych. Trzeba o nią stoczyć walkę. Jest nagrodą dla tych, którzy dla jej osiągnięcia gotowi są wyeliminować konkurentów.

Tu już nie chodzi o napełnienie umysłu czystą prawdą, lecz o przetrwanie i godne życie. Droga do osobistej wolności prowadzi „przez śmierć i zniszczenie innych ludzi, którzy w gruncie rzeczy mają te same marzenia co ja”. Chcąc być wolnym, trzeba zostać gladiatorem.

Chętnych na ograniczoną liczbę naprawdę wolnych miejsc w świecie jest grubo ponad limit. Aspiranci muszą więc dokonać selekcji. Własnymi rękami. Dlatego ich życie to na przemian morderczy trening i walka. I tak przez całe lata. Jeśli tylko nie padną w którejś z bitew.

Dla słuchacza (lub czytelnika, bo ten sam fragment można przeczytać w darmowym pliku PDF) od początku jest oczywiste, że nie mamy tu do czynienia z powieścią historyczną z czasów antycznego Rzymu. Jasne jest, że metafora gladiatora niewątpliwie służy autorowi do zilustrowania zmagań człowieka współczesnego na wolnym rynku.

Więc mamy oto zaiste piękny obraz świata w ćwierć wieku po upadku totalitarnego reżimu i rzekomym odzyskaniu wolności. Strefa wolności okazuje się dziwnie skurczona. Poszerzają się za to strefy zniewolenia.

W tej niby to liberalnej rzeczywistości o wolność trzeba toczyć zażarte boje. Inaczej bowiem zostaje się żałosnym śmieciem gnijącym w ponurych lochach tego nowego wspaniałego świata.

Idea solidarnego dążenia do wolności okazuje się naiwną utopią. Drugi z istoty swej jest zagrożeniem dla mnie. Jego pragnienie wolności jest nie do pogodzenia z moim. Nie można mu zawierzyć. Nie można z nim ułożyć się na zasadzie synergii. Nie można z nim dążyć do wspólnych celów. Trzeba go unicestwić.

Zamiast warunków do rzeczywiście swobodnego i wszechstronnego rozwoju znajdujemy postępującą brutalizację życia. Stan wojny wszystkich ze wszystkimi.

Status niewolnika staje się statystyczną normą. Nowym pokoleniom świat już na wstępie jako swoisty pakiet startowy funduje sytuację niewolnika. A tym coraz to bardziej mniejszościowym szczęśliwcom stale grozi zdegradowaniem do nędznej egzystencji niewolniczej. Innymi słowy, rodzimy się w celi lub w cieniu więzienia.

Tyle ma nam do zaoferowania świat w ćwierć wieku po przewrocie ustrojowym...

ALE, ALE! STOP, STOP, STOP!

To nie do końca tak. Zagalopowałem się w interpretacji metafory gladiatora. Jakieś podprogowe prądy myślowe znów zaczęły mnie znosić ku starym, opisanym już na tym blogu kataraktom: nieludzki kapitalizm, bezwzględny wyzysk, źli bogacze ssący krew z biednego itp. itd.

Sam autor przerwał mi nagle te zbyt wybujałe wycieczki wyobraźni, stwierdzając jak gdyby nigdy nic, że „w naszych czasach o wolność walczy się, pokonując demony, które siedzą w naszych głowach. Musimy walczyć z wymówkami, gnuśnością, lenistwem i wszelkiego rodzaju słabościami”.

Więc to tak. Chyba się zdrzemnąłem słuchając pięknie czytanej opowieści i niewinna metafora niepostrzeżenie rozwinęła mi się w koszmarny sen. Czas się obudzić.

Co za ulga! Wychodzi ni mniej, ni więcej tylko na to, że naszym największym wrogiem jesteśmy my sami. Okazuje się, że jedyne walki, jakie musimy stoczyć, to na przykład prezentacja przed wieloosobową grupą lub seria czynności związanych z poszukiwaniem pracy.

Bagatela.

Chociaż nie, nie bagatela. Autor wcale nie bagatelizuje tych wyzwań. Właśnie z całą trenerską powagą chce nas do nich przygotować. Za pomocą serii pytań stanowiących tytuły poszczególnych podrozdziałów sprawdza stan naszego psychicznego umięśnienia.

Na przykład:

„Czy jesteś pewny siebie?
Jak znosisz porażki?
Jak się zachowujesz w sytuacjach zagrożenia?
Czy masz dużą zdolność samokontroli?
Czy jesteś zdeterminowany i wytrwały?”

I tak dalej. Zobaczcie sami.

Na tym między innymi opiera się proponowany przez niego program zaprawy współczesnego gladiatora.

Trudno tu znaleźć choćby słowo o finansach. Za to wielki nacisk położony jest na strukturę emocjonalną i wiedzę o sobie samym. Ich rola w budowaniu podstaw sukcesu finansowego jest nie do przecenienia.

Chodzi o to, byśmy w codziennym pokonywaniu trudności nabrali takiej odwagi, jakiej potrzebował gladiator z przytoczonej opowieści. Bo z reguły za bardzo wyolbrzymiamy nasze problemy. I wtedy szukamy wymówek, panikujemy, wycofujemy się, uciekamy.

A tymczasem w takich wypadkach należy zadać sobie pytanie: czym jest zmaganie się z tą trudnością w porównaniu z walką na śmierć i życie?

Od tego właśnie powinniśmy rozpocząć naszą podróż do wolności, zarówno mentalnej, jak i materialnej.

wtorek, 1 maja 2012

Źródło problemów i zło konieczne

Wstępnie, więc szybko i pobieżnie zapoznałem się z omówieniem książki Andrzeja Mańki Jak o pieniądzach myślą bogaci i dlaczego biedni robią błąd, myśląc inaczej (dostępna w różnych wersjach TUTAJ).

W tytule serii Bogaty Polak, biedny Polak od razu rozpoznałem ciekawą aluzję do słynnego bestsellera Roberta Kiyosaki Bogaty ojciec, biedny ojciec.

Jeszcze bardziej zainteresował mnie dramatyczny epizod, od którego na dobre zaczęła się pasjonująca przygoda przyszłego eksperta z rozwojem własnej inteligencji finansowej. Musiał się poczuć nieźle upokorzony, dotknięty do żywego, wścieknięty.

Ale nie zrozpaczony, jak tysiące innych Polaków w podobnej sytuacji, o których mówią przytoczone ponure statystyki.

Stało się dla mnie jasne, że książka zrodziła się z ogromnych emocji, z pozytywnej agresji, z wielkiego gniewu – na siebie.

Przebiegłem wzrokiem parę dalszych akapitów polecającego tekstu i zatrzymałem się na dłużej przy pasku odtwarzacza, żeby przesłuchać fragment książki w wersji audio.

I oto gdy tylko nacisnąłem trójkącik playera, spiker łagodnym mentorskim tonem, dziwnie powoli i wyraźnie, jakby mu specjalnie zależało na tym, żebym to akurat ja nie uronił ani jednego słowa, zaczął cedzić takie oto stwierdzenie autora:

„Biedny Polak nie dostrzega związku między swoją kondycją finansową i cechami charakteru. Uważa pieniądze za źródło problemów lub co najwyżej zło konieczne. Stawia w swoim umyśle i swoim życiu wyraźną barierę między wiedzą o pieniądzach i stosunkiem do nich a stylem życia i swoimi nawykami”.

Niemal podskoczyłem z wrażenia. Skąd facet tyle o mnie wie?!