piątek, 20 stycznia 2012

Obóz pod podwójnym ostrzałem

Spieszę przedstawić obiecane zastrzeżenia.

W pewnym momencie wywiadu redaktor Przemysław Babiarz opisuje zagadkową sytuację, gdy jakiś tajemniczy współczesny wróg Kościoła, gorszy od komunizmu, bo zakamuflowany, za pomocą pochlebstw podstępnie werbuje i kusi nas, katolików do pozornego dobra – czyli do zła.

„Tego rodzaju argumentacja uderza w naszą pychę, dowartościowuje ją, więc już chwyta nas na jeden haczyk. Potem przedstawia nam się cel, który się wydaje dosyć szlachetny. W efekcie końcowym protestujemy przeciw Listowi… biskupa i mówimy, że biskup wypowiedział się zbyt kategorycznie. W dodatku robimy to jako katolicy. To są najgorsze strzały, bo z własnego obozu. Najgorzej być postrzelonym w plecy”.

Nie dociekam, kto tu do kogo strzelał, kto dostarczył broń, kto podżegał do strzału, ile było ofiar i dokąd prowadzą wszystkie nici spisku (choć w tym wypadku aluzje wydają się dosyć czytelne). Nie wypowiadam się też na temat znaczenia takich czy innych wypowiedzi pasterzy Kościoła oraz dopuszczalności czy niedopuszczalności wyrażania protestu przez wiernych. Niepokoi mnie użyte w tym fragmencie pojęcie „obozu”, w domyśle: katolickiego. Wiem, że mamy tu do czynienia jedynie z metaforą. Że na miejscu telewizyjnego komentatora użyłoby jej wiele innych osób. Wolno mi jednak stwierdzić, że ta poetyka nie jest w moim guście. Niewinne twory językowe, jakimi są przenośnie, ujawniają i sugerują pewne wizje świata. Niekiedy groźne. Powiedz mi, jakich metafor używasz, a powiem ci, jak patrzysz na świat. Nie od rzeczy więc będzie przyczepić się, wziąć użytą metaforę za słowo, być może daleko wyjść poza intencję autora wypowiedzi i popuściwszy wodze wyobraźni sięgnąć spojrzeniem ku najdalszym horyzontom świata, jaki ona ukazuje. Wyciągnąć z niej najdalsze konsekwencje. Aż do granic absurdu. Ku przestrodze.

Metafora obozu nasuwa na myśl jasne i wyraźne granice. Tu jesteśmy my, a tam są oni. My jesteśmy w tym obozie, a nasi wrogowie w tamtym, za linią demarkacyjną. Walczymy. Strzelamy do siebie. W przerwach w walce umacniamy stanowiska strzeleckie. Czyścimy karabiny i pistolety. Niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku. Wróg osacza nas zewsząd. Coraz bardziej się rozzuchwala. Podchodzi blisko. Czai się w zaroślach i za załomami zrujnowanych domostw. My go nie widzimy, ale on ma nas jak na dłoni. Śledzi każdy nasz ruch. Wypatruje naszych słabych punktów, by z furią w nie uderzyć. Musimy zachować czujność. Mieć się na baczności. Zewrzeć szeregi. Mówić szeptem. Nie wykonywać zbędnych ruchów. Nie wychylać się. Nie zdradzać własnych pozycji. Trzymać broń w gotowości. Oszczędzać amunicję. Nie podejmować samowolnych akcji. Karnie słuchać komend kapitanów, sierżantów i kaprali. Ściśle wykonywać rozkazy dowódców. W ogniu walki hartuje się bojowy duch. W bitewnej wrzawie i przy obozowych ogniskach zadzierzga się więź braterstwa broni. Wszystkich obowiązuje wzajemna żołnierska lojalność i solidarność. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Niestety, nasz obóz dzieli się jeszcze na prawdziwych naszych i zamaskowaną piątą kolumnę wroga. Nie dość więc, że kula może nadlecieć od nieprzyjaciela z naprzeciwka, to jeszcze od czasu do czasu jakiś rzekomy towarzysz broni zdradziecko strzela do nas z naszych okopów. Tym haniebniej, że nie dając szans na obronę. Dlatego część wojennego wysiłku trzeba skierować na tropienie wewnętrznego wroga. A wiadomo, jaka czeka odpłata za niesubordynację i zdradę w warunkach bojowych.

Otóż zupełnie mi nie odpowiada taka „obozowa” wizja rzeczywistości. A już szczególnie nie mogę się zgodzić z taką militarną wizją katolicyzmu. Nie jestem teologiem, ale sądzę, że raczej nie jest ona ostatnim słowem teologii katolickości. Coś mi mówi, że rozwój Królestwa Niebieskiego to jednak nie zwycięska seria bitew między „prawdziwymi katolikami” a resztą świata. Uważam, że przydałoby się tu pogłębienie. Wspaniałą i szczęśliwą formę, o której entuzjastycznie pisałem w ostatnim poście i dokładnie tak samo napisałbym również dzisiaj, należałoby chyba w tym punkcie wypełnić trochę dojrzalszą treścią.

Jaką? Może ktoś ma pomysł?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz