Zastanawiając się nad tym już od dłuższego czasu, w książce Rona Hollanda Siła żywego słowa w biznesie trafiłem na niezwykle inspirujący fragment.
„Multimilioner Jack Cohen zasłynął powiedzeniem: »Jestem wstrętna megiera, wyłącznie wynajduję błędy«. Wielu milionerów i potentatów stosuje tę taktykę w swoich przedsiębiorstwach. Poddają je krytycznej analizie, by wykryć wszystkie słabości” (Studio Emka, Warszawa b.r.w., s. 264).
Bezpośrednio jednak po tych słowach autor przedstawia szerszy, dwuetapowy schemat takiej krytycznej analizy:
- skupienie się na najsłabszym ogniwie (w tym wypadku przedsiębiorstwa)
- uczynienie wszystkiego co trzeba, by je przemienić w ogniwo najsilniejsze
W tym momencie przeżyłem swoiste doświadczenie Eureka! Stało się dla mnie oczywiste, że właściwie dopiero ta druga faza nadaje krytyce pełny sens.
Bez niej natomiast krytyka ma charakter wyłącznie negatywny i popada w krytykanctwo.
Krytyka w wydaniu krytykanta zamyka się całkowicie w obrębie pierwszej z dwóch wymienionych faz. Niejako zatrzymuje się w rozwoju. Nie przynosi owoców. Utyka w środku drogi. Osiada na mieliźnie.
Z pewnością nie taką krytykancką krytykę uprawiają w praktyce milionerzy i potentaci, o których mówi Ron Holland.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz