Cenna rada ojca Leona Knabita dla blogerów: nie masz weny, nie pisz.
Bezwzględnie będę się do niej stosował. Nie ma sensu wymuszona regularność wpisów.
I takie byłoby moje pierwsze postanowienie.
Lecz z własnego blogowego doświadczenia wiem, że są także inne sytuacje: jest wena, jest pomysł, ale jakaś ambicja nie pozwala opublikować paru spontanicznych słów. Jakiś niedobry głos wewnętrzny, jakaś hiperkrytyczna autocenzura mówi, że taki tekst nie zasługuje na publikację, że zbyt świeży, nieprzemyślany. Że czytelnik poczuje się zlekceważony. Że trzeba spojrzeć na temat wszechstronnie, rozwinąć go możliwie najszerzej. Rezultat: blokada. Odkładanie wpisu w nieskończoność, a jeśli już wykluje się z nieustannie udoskonalanych notatek i ujrzy światło dzienne, jest niepomiernie rozrośnięty i nużący.
Stąd postanowienie drugie: będę wrzucał na blog jak najświeższe impresje. Jeśli coś w nich ma dojrzeć, dojrzeje, a wtedy wrócę do danego wątku i go nieco szerzej rozwinę.
Postanowienie trzecie: postaram się, aby wpisy nie rozrastały się nadmiernie. Byłoby ideałem, żeby w ogóle nie trzeba było przewijać strony chcąc przeczytać wpis do końca, lecz żeby cały pojedynczy post wraz z etykietami mieścił się na ekranie monitora. To już chyba nieosiągalne. Chyba jednak nie obejdzie się bez pokręcenia kółkiem myszki. W każdym razie tylko w naprawdę wyjątkowych i solidnie uzasadnionych wypadkach zdecyduję się na obszerniejsze omówienie.
Grunt to zwięzłość. Bo przecież w Sieci czeka na przejrzenie jeszcze tyle innych interesujących rzeczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz