Doczytałem do końca Siłę żywego słowa w biznesie Rona Hollanda. I już nabrałem apetytu, żeby przeczytać ją raz jeszcze.
Zdecydowanie jest to jedna z tych książek, które przemówiły do mnie ze szczególną siłą. Jedna z tych, które chętnie zabierałbym ze sobą w góry, co wielokrotnie zaleca autor.
Możliwe, że kiedyś będę mógł o niej powiedzieć to samo, co on mówi o książce Myśl i bogać się Napoleona Hilla: przeczytałem ją 98 razy.
I jeszcze nie raz pewnie do niej powrócę.
Zaciekawiła mnie osobowość autora. Zajrzałem do Youtube. Okazuje się, że jest tam mnóstwo jego filmików (na przykład ten oto).
I zaskoczenie: to Brytyjczyk, nie Amerykanin.
Brak niestety materiałów z polskim lektorem lub chociażby z polskimi napisami. W każdym razie dotąd takich nie znalazłem. Nie wysunęły się na czoło listy. Czy muszę zastosować jakieś wyszukane zapytania?
Podobnie więc jak Nido Qubein, także Ron Holland nie zdobył u nas jak dotąd tak wielkiej popularności jak niektórzy inni autorzy motywacyjni. Nie znalazł większego uznania w oczach rodzimych pasjonatów rozwoju osobistego.
Czym można wytłumaczyć te pomijające ich obu preferencje?
I komu zasugerować przygotowanie wersji polskojęzycznej filmów?
W tym momencie pożałowałem, że tak się zatrzymałem w rozwoju z moim angielskim, przekonany, że dalsza praca nad nim jest zbyteczna, skoro przecież wszystko się na bieżąco tłumaczy. Jak widać, nie wszystko.
Przez chwilę pocieszałem się tym, że jak wiadomo, komunikaty werbalne niosą tylko niewielką część przekazu. Więc tak czy siak mam tę pozostałą pozasłowną miażdżącą większość: to jak London business mentor wygląda, jak zachowuje się przed kamerą, jak patrzy, jak mówi.
Jednak jako miłośnik nie tylko żywego i sensownego, lecz ponadto zrozumiałego dla mnie słowa odczuwam mimo wszystko pewien dyskomfort.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz