Od dawna zdawałem sobie sprawę z tego, że dieta ma jakiś wpływ na pracę szarych komórek. Wiedzę o tym ciągle sączą felietony z poradami dietetycznymi, zamieszczane w popularnych pismach ilustrowanych, na przykład w tygodnikach z programem telewizyjnym. Chętnie przeglądam takie tekściki, bo zawsze przynoszą one jakąś godną uwagi ciekawostkę. Ale raczej się nie spodziewam, że spowodują w moim życiu jakiś dramatyczny przełom.
A jednak ostatnio coś takiego się wydarzyło. Dowiedziałem się o czymś, co mną wstrząsnęło. Parę dni temu sięgnąłem w księgarni po książkę Trenuj swój umysł (Terry Horne, Simon Wootton, tłum. Jacek Środa, Wydawnictwo Edgard, Warszawa 2010). I rzecz dziwna, najbardziej zaintrygował mnie jeden z jej początkowych fragmentów, poświęcony wpływowi między innymi różnych używek na działanie mózgu (s. 44nn).
O wpływie kawy na myślenie miałem dotąd jak najlepsze zdanie. Filiżanka tego brunatnego płynu z pianką od dawna jest dla mnie nieodłączną towarzyszką moich intelektualnych przygód, czytania, myślenia, pisania i tłumaczenia. Zawsze pomagała mi skupić myśli, rozjaśniała w głowie, pomagała osiągnąć wewnętrzny spokój, a już sam jej zapach i widok wprawiał mnie w dobry nastrój.
A teraz wyczytałem rzecz szokującą: kawa jest napojem moczopędnym, wobec czego łatwo może prowadzić do odwodnienia organizmu, a odwodniony organizm źle sobie radzi ze stresem i depresją.
W tym momencie nagle uprzytomniłem sobie kilka ważnych spraw.
Po pierwsze, przypomniałem sobie, że właśnie w okresach największych stresów i depresji „pomagałem” sobie wyjątkowo dużymi ilościami kawy, takiej, jaką lubię: mocnej, zawiesistej, bez grama cukru i bez kropli mleka czy śmietany – robiąc sobie w ten sposób, jak łatwo się domyślić, jeszcze większą krzywdę.
Po drugie, zupełnie się nie troszczyłem o uzupełnianie odsączanej z organizmu wody – bo po prostu o tym drenażu nie wiedziałem.
Po trzecie wreszcie, nie dbałem o uzupełnianie wypłukiwanych z organizmu minerałów, zwłaszcza magnezu, uodporniającego ponoć na stres. O tym ostatnim szczególe wiedziałem coś niecoś wcześniej, ale jakoś wciąż o nim zapominałem.
Tymczasem, jak perswadują uczeni, na nic się nie zdadzą najróżniejsze formy gimnastyki mózgu, od rozwiązywania krzyżówek po wymyślne techniki treningu intelektualnego, jeśli ktoś systematycznie sabotuje pracę swojej mózgownicy, bezmyślnie wlewając w siebie hektolitry kawy.
Nie potrafię tak od razu całkowicie wyrzec się mojego ulubionego napoju. Czyżbym był uzależniony? Jednak to, czego się dowiedziałem, wywarło na mnie na tyle silne wrażenie, że postanowiłem znacznie ograniczyć jego konsumpcję.
W tym rozdziale poświęconym wpływowi na umysł takich substancji jak wspomniana kawa, ale także herbata, alkohol czy narkotyki zwraca uwagę relatywnie duża ilość miejsca przeznaczonego na dobroczynne działanie... gorzkiej czekolady. To naprawdę odkrywczy fragment, pisany z wyczuwanym entuzjazmem. Autorzy są zdecydowanymi, zdeklarowanymi fanami gorzkiej czekolady (koniecznie musi być gorzka, nie mleczna). I nietrudno dać się im przekonać. Nie miałem pojęcia, jakich cudów może dokonać gorzka czekolada.
Oczywiście książka Trenuj swój umysł nie ogranicza się jedynie do fizycznych, cielesnych uwarunkowań procesów myślowych, niemniej jednak przekonująco uwypukla ich ogromną, podstawową rolę. Rozwijając mniej lub bardziej zaawansowane sprawności intelektualne, nie można pominąć tych elementarnych czynników. Bo nasz umysł nie funkcjonuje w jakiejś próżni, nie działa w oderwaniu od ciała.
I tak oto, mówiąc filozoficznie, kawa i gorzka czekolada dostarczają jeszcze jednego argumentu na rzecz psychofizycznej jedności bytu ludzkiego.
3 komentarze:
Arku polecam link
http://www.dailymotion.com/video/xj4bpi_wiem-co-jem-kawa_lifestyle
Wspaniały filmik. Dziękuję! Teraz już wiem, co pić. No, czas na dobrą, prawdziwą kawę ;)
A zamiast gorzkiej czekolady lepsza jest nadziewana marcepanem :)
Prześlij komentarz