sobota, 10 grudnia 2011

Hipnotyczne "tykanie"

Muszę przyznać, że zakończenie ostatniego wpisu zaskoczyło nawet mnie jako jego autora. Nie było go w pierwotnym planie, a zrodziło się spontanicznie w trakcie pisania, dosłownie w ostatniej chwili.

Kto wie, jeszcze trochę popracuję i może zacznę pisać hipnotyczne poradniki motywacyjne. Na dobry początek zauważam, że opanowuję ten charakterystyczny sposób zwracania się do czytelnika w drugiej osobie liczby pojedynczej. (Do czytelnika – czyli do Ciebie). A skoro stosują go wytrawni amerykańscy marketingowcy, to z całą pewnością ma on bardzo realny sens i warto go sobie przyswoić. Bo w sumie mnie również jakoś automatycznie robi się miło, gdy jakiś autor piszący w Sieci (może właśnie Ty?) zwraca się do mnie w tej konwencji.

Nawiasem mówiąc, skąd wspomniani amerykańscy guru marketingu, tacy jak Joe Vitale, się tego nauczyli? Jak na to wpadli? Skąd zaczerpnęli wzory? Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym uporczywiej przychodzi mi do głowy jedna myśl: z Biblii. Przecież to w niej właśnie możemy wyczytać cały szereg przykładów, kiedy to ktoś pogrążony – zdawałoby się, już na zawsze – w smutku, przygnębieniu i marazmie, nagle słyszy skierowane wprost do niego szokujące wezwanie po imieniu, połączone z oznajmieniem jakiejś niezwykłej wieści, dobrej nowiny. (Ot, choćby na przykład Sara czy Zacheusz). I nagle spostrzega otwierającą się przed nim nową rzeczywistość, fascynującą nową perspektywę wypełnioną sensem i życiem.

Czy to nie takie właśnie kody kulturowe, zakodowane gdzieś głęboko w duszach zarówno nadawców, jak i odbiorców, są warunkiem możliwości takich hipnotycznych komunikatów i ich “zabójczej skuteczności”? Może się mylę, niemniej jednak dostrzegam tu pewne podobieństwa. Przy najbliższej okazji postaram się zasięgnąć opinii biblistów.

A tymczasem muszę jeszcze popracować trochę nad wizualną stroną tego blogowego przedsięwzięcia, tak by wszystko w nim było “gładziutkie”. W każdym razie żeby zredukować do minimum to dojmujące uczucie dyskomfortu w stworzonym przeze mnie wehikule; stworzonym dla mnie i oczywiście dla Ciebie. Bo wciąż coś w nim uwiera, niepokoi i razi. A chciałbym, żeby był wygodny, lekki i zwiewny jak latający dywan.

Rezultatem moich ostatnich starań w tym kierunku są głównie zmiany wyglądu pojedynczego postu. Z żalem pożegnałem się z drogą mi początkowo koncepcją, aby ich seria przypominała leśno-górską drogę. Także zastosowanie cieniutkiego, ale dość wyraźnego obramowania zmniejsza wrażenie napierającej z obu stron bujnej leśno-górskiej dziczy i tonuje survivalowe skojarzenia, wprowadza natomiast więcej nawiązań do cywilizacyjnych ram, rygorów i ograniczeń. W sumie jednak dzięki tym zabiegom kosmetycznym blog chyba zyskał na przejrzystości.

Trochę się tylko zacząłem obawiać, że w wyniku tych modyfikacji i tej ewolucji pojedynczy post w końcu zacznie przypominać wysmakowaną porcję lodów z bitą śmietanką, posypanych czekoladowymi wiórkami i leśnymi owocami. Choć w sumie byłoby soczyście i pysznie. A tego Tobie i sobie najserdeczniej życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz