piątek, 16 grudnia 2011

Nowa jakość antropologiczna: homo assisiensis

Wśród tekstów poświęconych “polskiemu Asyżowi” moją uwagę jakoś szczególniej przyciągnął artykuł ojca Jacka Prusaka SJ Dialog lepszy niż krucjaty. Trudno o lepszą odpowiedź dla “tych, którzy boją się ducha Asyżu w polskim Kościele”. Trudno lepiej uzasadnić sens wspomnianego wydarzenia i usunąć narosłe wokół niego obawy czy małoduszne podejrzenia, posądzenia i oskarżenia. Ci zaś, których mimo to nie przekona głos jezuity opublikowany w “Tygodniku Powszechnym”, zawsze mogą sięgnąć po kapitalne przemówienie Benedykta XVI w Asyżu.

Przypomnijmy: 24 listopada b.r. odbyło się w Krakowie międzyreligijne spotkanie pod patronatem ks. kard. Stanisława Dziwisza, m.in. z udziałem ks. bp. Grzegorza Rysia. Jego pierwowzorem był Dzień Refleksji, Dialogu i Modlitwy o Pokój i Sprawiedliwość na Świecie w Asyżu, zorganizowany przez Ojca Świętego Benedykta XVI 27 października b.r. w 25. rocznicę pierwszego takiego spotkania przywódców religijnych, Światowego Dnia Modlitwy o Pokój, zwołanego 27 października 1986 r. przez bł. Jana Pawła II.

Od tegorocznego rocznicowego spotkania w Asyżu oraz jego “lokalnej”, polskiej repliki upłynęło już sporo czasu. Czy zatem pisanie o nich na blogu nie jest mocno spóźnione? Cóż to za dziwny pomysł, pisać komentarze do newsów prasowych sprzed miesiąca czy nawet dwóch.

Rzeczywiście, byłby to nonsens. Nie zależy mi jednak na komentowaniu newsów. Chyba tylko tych dotyczących wydarzeń, które pozostawiają głębszy ślad w otaczającej nas rzeczywistości. O których pamięta się dłużej. Które wyznaczają trendy.

A właśnie oba spotkania w Asyżu, tamto sprzed ćwierci wieku i to tegoroczne, a także to krakowskie – wyznaczają trend. Taką, można już chyba śmiało powiedzieć, dość trwałą tendencję dziejową. Nie tendencję samoczynną i automatyczną, lecz świadomą, intencjonalną. Tendencję tę ciekawie określił już dość dawno temu kardynał Roger Etchegaray, mówiąc entuzjastycznie, że oto na naszych oczach rodzi się nowy typ człowieka: homo assisiensis.

Wpisałem to określenie do okienka Google. Otrzymałem trzy (!) wyniki, trzy teksty: jeden francuski, jeden szwedzki i jeden chorwacki. Ilość rezultatów wyszukiwania daje wyobrażenie o tym, jakim unikatem jest termin ukuty przez francuskiego dostojnika. I jak nikły niestety znajduje jak dotąd odzew.

Pominąłem drugi i trzeci tekst z uwagi na kompletną nieznajomość obu języków, skupiłem natomiast uwagę na tekście francuskim Religions : l’oxygène du dialogue ("Religie: tlen dialogu"), który ukazał się w periodyku “La Vie”.

Jego autor, Jean Paul Guetny, pisze o wspomnianych “narodzinach” następująco:

“Drugim wielkim wydarzeniem międzyreligijnym tego stulecia było niewątpliwie spotkanie w Asyżu 27 października 1986 r. Na zaproszenie Jana Pawła II ponad 130 przedstawicieli różnych rodzin duchowych, w jednej trzeciej niechrześcijańskich, zgromadziło się w mieście świętego Franciszka na dzień postu, milczenia, modlitwy i medytacji. W wielu miejscach na świecie umilkła broń. A pół miliarda ludzi śledziło w telewizji te obrazy proste i barwne, naprawdę zdumiewające, prawdziwe “zajęcia praktyczne”, jak to ujął pewien katolicki teolog, ojciec Claude Geffré. Zgromadzeni w imię “tej rzeczywistości, która nas przekracza”, zgodnie z wyrażeniem Jana Pawła II, ci przywódcy religijni – a nie jacyś tam wolni strzelcy – z pokorą oddali się w służbę pokoju na świecie. Narodził się “homo assisiensis”, by powtórzyć formułę kardynała Rogera Etchegaray. Przekroczony został religijny jaskiniowiec”.

W ostatnim zdaniu przytoczonego cytatu Jean Paul Guetny wyraźnie nadaje formule homo assisiensis sens ewolucyjny. Mielibyśmy więc do czynienia z zupełnie nową jakością antropologiczną, jakby z zupełnie nowym tworem ewolucji. Aczkolwiek w historii każdej wielkiej religii autor wskazuje prekursorów postawy wzajemnej życzliwości. Na przykład po stronie katolickiej wymienia Rajmunda Lullusa, Mikołaja z Kuzy i Bartłomieja de Las Casas.

Co takiego jest cechą wyróżniającą tego homo assisiensis? Co odróżnia go od jego bezpośredniego poprzednika, to znaczy tamtego (najdosłowniej) “człowieka z religijnych jaskiń” (l’homme des cavernes religieuses), czyli jak rozumiem: dotychczasowego, chciałoby się powiedzieć: archaicznego już homo religiosus?

Guetny zauważa, że w dzisiejszym świecie “kiedy mówi się o religiach, czyni się to często w sposób negatywny. Przedstawia się ich członków jako nietolerancyjnych, a nawet fanatycznych i skłonnych do przemocy; ukazują się oni jako ludzie niezgody (dosłownie: “jako kobiety i mężczyźni niezgody”, des femmes et des hommes de discorde; uw. tłum. – A.Z.). Taki sposób postrzegania, choć często usprawiedliwiony, nie wystarcza jednak do pełnego opisu rzeczywistości”. Zatem homo assisiensis byłby przeciwieństwem człowieka z tamtego pierwotnego stadium, przynajmniej w tej mierze, w jakiej usprawiedliwione są wspomniane przed chwilą zarzuty. Jego podstawową cechą byłoby dążenie do wzajemnego szacunku, zrozumienia i pokojowego współistnienia, dzięki czemu wierzący różnych denominacji religijnych mogliby wnosić pełniejszy wkład w rozwój ludzkości. Dawny, “jaskiniowy” homo religiosus aż nazbyt często rozumiał religię w sposób, który prowadził do rujnujących konfliktów i wojen. Homo assisiensis oznaczałby zerwanie z tą przykrą przypadłością i tą niechlubną tradycją.

Czy Jean Paul Guetny, dając wyraz swej niechęci wobec wszelkich religijnych integryzmów, nie rozwija jednak zbyt śmiało sformułowania Rogera Etchegaray? A może to ja, próbując tutaj wniknąć głębiej w sens jego rozważań, trochę za bardzo je wyostrzam i radykalizuję?

Tak czy inaczej, patrząc w perspektywie ontogenetycznej, czyli w perspektywie rozwoju jednostki, 25 lat to już nie jest wiek niemowlęcy. Jednak patrząc w perspektywie filogenetycznej, czyli w perspektywie rozwoju gatunku, nie można jeszcze nawet mówić o “raczkowaniu”. Jaka przyszłość czeka sympatycznego, na razie jeszcze niepozornego “noworodka”?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz