Już nie pamiętam dokładnie, co zaważyło w sposób decydujący na moim wyborze. W każdym razie tekst oferty sprzedażowej oraz darmowy fragment okazały się dostatecznie perswazyjne. Zainteresowały mnie i przekonały. Można powiedzieć: były komercyjnie skuteczne.
Przy czym obecnie, już po przeczytaniu, a właściwie pochłonięciu całego dzieła, w żadnej mierze nie czuję się zmanipulowany, wykorzystany, naciągnięty. Wręcz przeciwnie, z tym większym uznaniem myślę o kunszcie copywriterskim autorów oferty, którym udało się uchwycić coś istotnego z przesłania książki, ani jednym zbędnym słowem nie wpadając w przesadę, nie przechwalając jej, nie przereklamowując. A w tamtym momencie, gdy decydowałem się na prawdziwy zakup online (ba, pierwszy w życiu!), każda fałszywa nuta w tym sprzedażowym przekazie natychmiast by mnie odwiodła od złożenia zamówienia.
Możliwe, że zahipnotyzowało mnie hasło „myślenie”, użyte dwukrotnie już w samym tytule. Pieniądze i myślenie, finanse i intelekt – cóż za intrygujące sprzężenie dwóch tajemniczych dziedzin rzeczywistości.
Pieniądze są przedmiotem myślenia. O pieniądzach się myśli. Myślą o nich bogaci i biedni. Problem tylko w tym, w jaki sposób myślą o nich jedni i drudzy. A jak dodaje również tytuł, niektóre sposoby myślenia mogą być błędne.

Więc już sam tytuł stanowi wystarczającą zachętę do sięgnięcia w głąb siebie. Do zapytania: a jak to jest u mnie?
Każdy może się tu przejrzeć jak w lustrze. Rozpoznać swoje własne schematy myślenia o pieniądzach. Przyjrzeć się im. Zidentyfikować blokady. Zastanowić się nad ich genezą. Przemyśleć ich uwarunkowania psychologiczne, religijne czy historyczne. A żywa, dociekliwa inteligencja autora, jego różnorodne zainteresowania i szerokie perspektywy poznawcze są doskonałym katalizatorem prywatnych odkryć i doświadczeń „eureka!”.
Muszę powiedzieć, że we mnie osobiście taka towarzysząca czytaniu mimowolna samoanaliza wytworzyła znaczny dyskomfort. Nie spodziewałem się aż tak wielkich wpływów „biednego Polaka” w moim życiu. Prawdę mówiąc, nie chcę o tym pisać. To zbyt osobiste. Nawet jak na tę nieoficjalną czy półoficjalną konwencję bloga. I nawet pomimo ogólnokrajowego zakresu opisywanych zjawisk, w których każdy współplemieniec może to i owo rozpoznać w sobie.
Pocieszam się tym, że także samo dzieło wyrosło z dyskomfortu. Z wielkiego dyskomfortu autora, który w pewnym momencie przeżył aż do bólu nieznaczny z pozoru błąd w swoim myśleniu o finansach. Ot, taki niepozorny błędny schemat, który przez lata pozostawał gdzieś w tle, uśpiony, nierozpoznany, a jednak w pewnej chwili niespodziewanie się ujawnił i głęboko zdezorganizował życie piszącemu, rozsypał jego „życiowe puzzle”.
Cóż znaczy zadowolenie z dobrego, udanego zakupu... Bo nie mam najmniejszej wątpliwości co do tego, że książka warta jest swojej ceny. Odnoszę nawet wrażenie, że cena niższa byłaby czymś niepoważnym, nielicującym z wartością dostarczonej treści.
Spisuję te ogólne impresje w trakcie powtórnej lektury całości. Podejrzewam jednak, że nie skończy się na tym drugim czytaniu. I na tym drugim już wpisie. Książka zdecydowanie okazała się dla mnie dziełem ważnym. Zawiera przy tym mnóstwo wątków i tropów na tyle dla mnie nowych, że nie mogło być mowy o ich dokładniejszym zbadaniu. Dlatego z pewnością jeszcze do niej wrócę na blogu.